Witajcie. Po latach wracam tutaj, aby dać znać co słychać. Chociaż to tylko (albo aż) trzy lata milczenia to bardzo wiele się zmieniło. Uchylę więc rąbka tajemnicy i podzielę się z Wami moim niekończącym się chaosem.
Ostatnimi czasy często sięgam po pędzel. Zakochałam się w odcieniach różu, soczystym amarańcie oraz odcieniach turkusu i mięty. Zdaje się, że nieco utknęłam w pętli tych samych kolorów, ale powoli z niej wychodzę łapiąc się nowych, bardziej ekspresyjnych technik malowania.
Ta koślawa palma powstała pod wpływem nerwów i wielkiej niechęci do nakreślenia idealnych, architektonicznych linii bloku, którym miała być na początku. Istnieje jeden taki budynek w Łodzi, który mimo swojej prostej formy, zawsze mnie zachwyca. Najpiękniej wygląda przy zachodzie słońca, kiedy wspomniany wcześniej róż odbija się od szyb tworząc niesamowity kontrast z zielono-niebieskawymi ścianami. W nocy natomiast linia światła, która tworzy się z jego oświetlonych okien przypomina wielką literę T. W obecnej sytuacji (kiedy blok zakryła wielka palma) staję się to jednak mało istotne.